środa, 27 lipca 2011

całkiem inaczej.

'jestem z powrotem i leżę przy tobie
czy szczęśliwsza? Nie wiem, ja nie wiem
patrzę na ciebie w nocy, gdy już uśniesz
kładę się obok, oglądam nas w lustrze
i widzę, i widzę od lat nieprzerwanie
podróbkę szczęścia z fabryki na Tajwanie'

Całkiem inaczej wyobrażałam sobie wczorajszy dzień. Szczęście przyszło do mnie inną drogą i powtórzyć mogę za Edith Piaf 'Non, je ne regrette rien'. No, może nie do końca 'rien'. Czasem się obwiniam za  to, że nie miałam w sobie wystarczająco dużo siły, by trzasnąć drzwiami i zakończyć pewne sprawy na zawsze. A może nawet nie trzasnąć drzwiami, tylko wyrzucić z siebie wszystko, co się we mnie zbiera od dłuższego czasu, to całe moje czekanie na zmiany i zaniżanie własnej wartości tylko po to, by być z ukochanym człowiekiem. Czy warto postępować tak jak ja? Zamęczać się psychicznie i być do tego tak przyzwyczajoną, by nic nie zmieniać? Nie, zdecydowanie nie warto. Love hurts. Love sucks.
I jeszcze zanim mama zawoła mnie po raz pięćsetny: warto mieć przyjaciół, którzy nie przestaną przypominać Ci, kim jesteś. Ludzi, którym wygadasz się przy trzeciej czarce jaśminowej herbaty i którzy nie będą wydawać pochopnych opinii. A później pójdziecie na długi spacer, ze śmiechem pożegnacie piąty z kolei tramwaj, który wam uciekł, wstąpicie do baru mlecznego i będziecie śpiewać piosenki z radio. Dziękuję. Dziękuję. Dziękuję.

Zdjęć dziś nie będzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz