czwartek, 21 lipca 2011

zmęczenie materiału.

wakacje, 21 lipca, godzina 14:00. Patrzę na dzisiejszą datę i dopiero dochodzi do mnie, ile czasu zmarnowałam. Codziennie rano podejmuję decyzję, że 'dziś wyjdę do ludzi' - do fryzjera, sklepu, kina, kosmetyczki - whatever. Kończy się na tym, iż chodzę po domu w tych samych ciuchach, rozczochrana i wiecznie zaspana. Aż chciałoby się wyjechać, naładować akumulatory zamiast pić dziesiątą kawę i kursować pomiędzy piętrami z Klarą na rękach. Nawet nauka mi nie wychodzi, choć teoretycznie mam multum godzin wolnego czasu. Otwieram książkę, oglądam literki, zakreślam, czytam jeszcze raz, zamykam, próbuję powtórzyć - nic. Otwieram ponownie, skupiam się, jakoś mi idzie - moja mała siostrzyczka zaczyna płakać i tyle z tej nauki. Z drugiej strony czuję tyle siły, kiedy to maleństwo puści do mnie oko i zacznie śmiać się wniebogłosy. Albo jak próbuje sklecić jakieś słowa z tego swojego 'agugu, abubu'. Kocham tego bąbla jak własne dziecko.

Jejku... przyjedź, przytul, bo jakoś tak coraz ciężej mi tutaj bez Ciebie.






P.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz